Atak Klonów to jedyna część Gwiezdnych Wojen na której nie byłem w kinie. Mroczne Widmo zrobiło na mnie takie wrażenie, że nawet nie wiedziałem, że Atak Klonów w kinie grają. Wielka kampania reklamowa towarzysząca Zemście Sithów przypomniała mi o istnieniu Gwiezdnych Wojen i jakoś tam się na ten film do kina wybrałem. W każdym razie...
Mroczne Widmo to film dla dzieci, bajka o dzieciaku, który ściga się śmigaczami, lata sobie myśliwcem w przestrzeni kosmicznej i bierze udział w bitwie kosmicznej. Atak Klonów niby już typowo do dzieci kierowany nie jest, ale filmem też lepszym nie jest. Jest zepsuty tylko w pod innymi kątami. Ma mnóstwo okropnych scen, które potrafią dobić każdego fana Gwiezdnych Wojen. Wątki romantyczne rodem z telenowel południowoamerykańskich i Yoda walczący mieczem świetlnym co wywoływało wybuchy śmiechu podczas premiery tego filmu w Stanach. Pastiż i groteska połączone z kiepskim romansidłem klasy B to największe problemy tej części (niestety nie jedyne).

Z obu tych filmów dla mnie mimo wszystko gorsze jest Mroczne Widmo. Poza walką końcową na miecze świetlne w końcowce, nie ma tam zupełnie nic. W Ataku Klonów jest wątek z planętą Kamino, który mi się akurat podobał. Z racji tego, że wątek ten zajmuje więcej minut niż walka z Darth Maul'em, obstawię, że filmem lepszym jest Atak Klonów. Przyznam się jednak, że Atak Klonów oglądałem po zgraniu na dysk twardy komputera i wycięciu z niego scen, których oglądać się nie dało. Tyle tylko że porównując - z Mrocznego Widma nie ma co wycinać, bo nic by z niego nie zostało. Prawda jest taka, że oba filmy to chała.