Czy to jest oficjalny serial ze świata Star Wars o lubianej przez (chyba) cały fandom postaci, graną przez lubianego aktora, czy jakiś fanmade? Bo naprawdę mam ciągle wrażenie że to drugie.

Po pierwsze, tu nic się ciekawego nie dzieje. Ten serial leży na poziomie scenariusza, bo tu nie ma fabuły, a przynajmniej nie ma ona żadnej okreslonej formy. No są sobie jacyś bohaterowie, skaczą z jednego miejsca na drugie, czasem muszą się skradać, czasem atakować, czasem uciekać, no i tyle. To bardziej przypomina gameplay jakieś gry, gdzie nie liczy się historia i bohater a rozgrywka.

Po drugie, realizacja to tragedia, to chyba najbardziej powoduje u mnie skojarzenia z jakimś fanowskim projektem. Bo gdyby to chociaż wyglądało, to jeszcze może chociaż wizualnie bym to przyjął. No ale cholera jasna, to wygląda okropnie, plany są okropne - Tatooine w 1977 wyglądał o niebo ciekawiej i ładniej niż teraz po tych 45 latach. Ta druga neonowa planeta wygląda ciekawie na poziomie koncepcji ale realizacja również tu leży, to wygląda sztucznie. Wszyscy ci szturmowcy i inkwizytorzy wyglądają sztucznie, Vader wygląda sztucznie, pojedynek na miecze i światła padające przez nie wyglądają sztucznie. No przecież filmy kilkadziesiąt lat temu robiły to znacznie lepiej. Oglądam "wielki" pojedynek Kenobiego z Vaderem i zamiast mieć fanowski orgazm, to zerkam ile do końca odcinka. To jest straszne i jest mi po prostu przykro. Tyle lat czekania na ten projekt, tyle lat czekania na powrót Ewana i tylko po coś... takiego?

To mi wszystko przywodzi jeszcze skojarzenia z jakimś nie wysokobudżetowym serialem sprzed 15 lat, który leci sobie co tydzień na jakimś kanale w tv - wiecie, przed erą wszechobecnych streamingów, coś co najwyżej mogłoby konkurować z The Walking Dead.

Obawiałem się durnego festiwalu cameo jak w Bobie, ale szczerze mówiąc juz to bym wolał, zakładając że dobrze by to było zrealizowane, może poczułbym choć odrobinę serca w tym. Wychodząc w 2019 roku z seansu The Rise of Skywalker czułem się kur*wsko rozczarowany, ale teraz czuje się gorzej, naprawdę wolę już tamten film niż to.

Śmieszne że najciekawiej zapowiadającą się produkcją jest Andor, no bo kto do cholery się tym interesował gdy go ogłaszano? A proszę, może wyjść z tego niemałe kino, przynajmniej wizualnie zapowiada się świetnie ale czuje że fabularnie tez może dopisać.

Star Wars stoi w dziwnym rozkroku, z jednej strony dostajemy i będziemy dostawać tyle produkcji jak nigdy dotąd, a z drugiej to kreatywnie te uniwersum jest niemal martwe, na co tez wpływają mocno ograniczające oczekiwania fanów.